Czytam sobie książki

piątek, 15 listopada 2013

Towarzyszka Panienka – Monika Jaruzelska


Czego ja się spodziewałam po książce Moniki Jaruzelskiej? Sama nie wiem. Kierowała mną po prostu czysta ciekawość jak to wyglądało ze strony córki znienawidzonego generała. Monika Jaruzelska całkiem dowcipnie opisuje lata dzieciństwa i dorastania w tamtych trudnych czasach i na szczęście nie próbuje na siłę przekonać czytelników jak było jej ciężko. Z drugiej strony pisanie z rozbrajającą szczerością o gościnności sympatycznych przywódców m.in. Korei i Kuby, lekko mnie zażenowało. Chyba jednak na miejscu autorki wstydziłabym się przyznać do takich sympatii. Tak samo profesje pani Moniki mocno mnie rozbawiły. Nie wiedziałam, że stylistką zostaje się „ot tak” a jak się znudzi to „ot tak” zostaje się psychologiem. Do czasu przeczytania tej książki Monika Jaruzelska była mi obojętna. Do tej pory miałam o niej wyobrażenie – wykształcona kobieta z klasą. Teraz jestem nią mocno rozczarowana. Zero zadumy, zero przemyśleń, mamy za to opisy wojaży z rodzicami po świecie i ciągle nowe pomysły na życie, które udawało jej się realizować. A udawało się tylko, dlatego, że jest córką „tego” generała, ale autorka najwyraźniej tego nie widzi. I to jest tak naiwne, że wprost niewyobrażalne. Autorka nie chciała w swojej książce zajmować stanowiska w kontekście stanu wojennego i taty „przywódcy narodu”. Wyszła z założenia - „O czym się nie da mówić, to się musi przemilczeć”, szkoda tylko, że bardzo wybiórczo potraktowała myśl filozofa, bo o dostatnim życiu już bez wstydu może opowiadać. Książka nic nie wnosząca i niepotrzebna choć przyznaję bardzo dobrze napisana (styl).

czwartek, 17 października 2013

Przegryźć dżdżownicę – Katarzyna Grochola



Pierwsza powieść Katarzyny Grocholi. Powieść to brzmi trochę jak opasła książka a dżdżownica to bardzo krótka historia zdradzonej kobiety. Książeczka grubości zeszytu, ale niech nikogo nie zmyli jej marna objętość. Smutne, wstrząsające studium cierpienia kochającej i zdradzanej kobiety. Czy zdradę można wybaczyć? Być może niektórym to się udaje. Czy można zapomnieć? Zdecydowanie nie. A skoro nie, to jak dalej żyć? Pierwsza powieść a ja przeczytałam ją dopiero teraz. Całe szczęście, że tak wyszło, bo dżdżownica jest smutna i nie wiem czy chciałabym sięgać po następne powieści autorki. Nie przepadam za lekturą przygnębiającą, choć potrafię docenić. I tak też stało się w przypadku tej powieści – doceniam, ale wolę „roześmianą” Katarzynę Grocholę.

Bezcenny – Zygmunt Miłoszewski


Portret młodzieńca Rafaela Santi, to właściwie główny bohater tej sensacyjno-przygodowej powieści. Zaginionego dzieła od lat poszukują polscy historycy. Ten bezcenny obraz jest w czołówce listy poszukiwanych dzieł sztuki na całym świecie. Żądni przygód, władzy, pieniędzy i sławy, awanturnicy również od lat szukają „młodzieńca”. W książce Zygmunta Miłoszewskiego zamieszane są w to również rządy wielkich mocarstw, czyli robi się naprawdę niebezpiecznie. Historyk sztuki, marszand, emerytowany komandos i złodziejka dzieł sztuki ma za zadanie nieoficjalną drogą odzyskać dla Polski jej własność. Nieoficjalnie, czyli paradoksalnie ukraść coś złodziejowi. Nie udaje się. Czwórka głównych bohaterów ucieka już nie tylko przed pospolitymi zbirami, ale również przed wyszkolonymi do zabijania ludźmi władzy. Tajemnica, sensacja a przede wszystkim przygoda przez wielkie P. Świetny materiał na film, ale taki w amerykańskim stylu – z rozmachem. Kto lepiej jak nie oni sfilmują katastrofę kolejki linowej na Kasprowy, pościgi po lodowcach czy chociażby spanie z lwem w klatce. Bezcenny to świetna rozrywka. Książka, od której nie można się oderwać. Opuścisz jedną stronę to stracisz masę akcji i świetnych dialogów. Właściwie już po przeczytaniu Domofonu obiecałam przyjrzeć się autorowi, ale jak to w życiu bywa wyleciał z kolejki. Teraz już wiem, że każdą kolejną jego książkę będę miała natychmiast w rękach. Tymczasem muszę koniecznie nadrobić zaległości w lekturze. Jednym słowem – to była świetna rozrywka.

czwartek, 3 października 2013

Zagubiona przeszłość – Jodi Picoult

Kolejna opasła powieść Jodi Picoult i kolejny trudny temat. Tym razem zostaje rzucone pytanie: „czy w imię dobra dziecka, rodzic może je porwać?” I co to jest to „dobro dziecka?” Na początku opowieści poznajemy dorosłą Delię Hopkins, jej córeczkę, narzeczonego oraz ojca. Cała czwórka żyje razem pod jednym dachem i wydają się szczęśliwą rodziną. Chyba nawet są szczęśliwą rodziną. Delia kocha ojca, który wychowuję ją sam. Delia całe życie żyje w przekonaniu, że mam umarła dawno temu. I oto pewnego dnia, w domu Delii zjawia się policja i aresztuje jej wspaniałego ojca pod zarzutem porwania dwadzieścia kilka lat temu jej samej. Okazuje się, że ojciec nie jest tym, za kogo się podaje a matka Delii żyje i ma się całkiem dobrze.
 Wszystko zapowiada się wstrząsająco… szkoda tylko, że takie nie jest. Albo Jodi Picoult po prostu tak zwyczajnie na świecie mi się „przejadła” albo ta powieść ma zmarnowany potencjał. Temat super. Mogłaby być z tego niezła bomba. Niestety książka znudziła mnie totalnie. Zabrakło bocznych wątków. Zabrakło bohaterów drugiego planu. Nie podobała mi się ta książka.

czwartek, 26 września 2013

Pokonani – Hanna Cygler


Pokonani to dalsza część losów rodziny Tarnawskich i Sarnowskich, opisanych wcześniej w powieści Czas zamknięty. Ta część rozpoczyna się latem 1945 roku. Główny bohater Włodek Hallman wychodzi cało z wojennej zawieruchy i postanawia podjąć przerwane studia medyczne. Jednak bardzo szybko okazuje się, że wojna odcisnęła głębokie rany na psychice bohatera. Nie jest łatwo zapomnieć o strachu, szczególnie, gdy dookoła szerzą się prześladowania i donosy. Nowo nastała władza rozpoczyna polowanie na swoich rodaków. Nawet małżeństwo z ukochaną i szczęśliwie ocaloną z wojennej pożogi, Lilą nie jest w stanie wyciszyć szalejącej duszy Władka. Każdy z bohaterów powieści wychodzi w wojny z bagażem doświadczeń i większość z nich nie jest w stanie pogodzić się z tym. Jedni zostali zbyt bardzo skrzywdzeni, inni natomiast byli oprawcami swoich rodaków. Czy teraz, gdy nastał pokój Ci ludzie mogą żyć obok siebie? Czy chęć przeżycia usprawiedliwia wszystko? Czy Włodek i jego bliscy są w stanie wybaczyć sobie nawzajem.
 Pierwsza część historii Włodka Hallmana (Czas Zamknięty) przypadła mi bardzo go gustu i dlatego z przyjemnością sięgnęłam po kolejną. A tu niespodzianka – ta część podobała mi się jeszcze bardziej. Choć przyznaję, że mimo akcji już po zakończeniu wojny, dla mnie jest zdecydowanie bardziej przytłaczająca. Jednym słowem – będzie smutno, ale polecam.

poniedziałek, 16 września 2013

Żona Sułtana – Jane Johnson

Rok 1677. Młoda Angielka (Alys) zostaje porwana przez korsarzy a następnie sprzedana. Trafia do Maroka, do haremu okrutnego sułtana Mulaja Ismaila. Z jednej strony ma szczęście, bo staje się ulubienicą sułtana. Z drugiej strony pozyskuje wielkiego wroga w postaci pierwszej żony sułtana – Zidany. Od tej pory jej życie wisi na włosku. Narratorem opowieści jest niewolnik Nus-Nus. Inteligentny, wykształcony Nus-Nus zakochuje się w Alys. Teraz musi myśleć za dwoje, żeby przeżyć na dworze szalonego Ismaila.
 Nigdy nie czytałam tego typu powieści, ale darowanemu koniowi jak to mówią….. Darczyńca był z siebie bardzo zadowolony, więc postanowiłam przeczytać. Już na początku uderzyła mnie mnogość okrutnych opisów. Miałam wrażenie, że opowieść składa się głównie ze szczegółowych opisów jak można torturować człowieka i inne istoty żywe. Z jednej strony mamy przed oczami przepych i niewyobrażalne bogactwo, z drugiej wąskie uliczki starego miasta a w nich brud, smród i ubóstwo. Mnogość obrazów, mnogość kolorów, mnogość doznań. Wiedziałam o czym czytam bo byłam i widziałam na własne oczy ale nigdy fanką krajów arabskich nie zostanę. Nie moja bajka. Gdybym nie widziała na własne oczy, pewnie rzuciłabym książkę już na początku. Przeczytałam nawet szybko a to chyba dowód na to, że książka nie jest zła, ale nawet dla mnie (amatorki wszelkiej maści thrillerów) opisy okrucieństw zawartych w tej opowieści, są koszmarne.

wtorek, 6 sierpnia 2013

Trochę większy poniedziałek – Katarzyna Grochola


Bardzo lubię Katarzynę Grocholę, więc musiałam mieć jej kolejną książkę. Na początku poczułam wielkie rozczarowane, że to tylko felietony. Liczyłam na powieść. No cóż, mówi się trudno. Niestety z każdym kolejnym opowiadaniem, utwierdzałam się w przekonaniu, że to najsłabsza pozycja autorki, jaką czytałam. Główna bohaterka dzielnie zmaga się z trudami dnia codziennego (swojego jak i swoich najbliższych). Walczy, pomaga, pociesza a przede wszystkim nieznośnie moralizuje. Moralizuje niczym Paulo Coelho. Dla mnie rzecz nie do zniesienia.

wtorek, 9 lipca 2013

Wielbiciel – Charlotte Link


Leona Dorn jest piękną, zadbaną i atrakcyjną kobietą. Prowadzi stabilne życie małżeńskie. Pewnego dnia u jej stóp ląduje ciało samobójczyni. To właśnie na rękach Leony daje ostatnie tchnienie młoda kobieta, która wyskoczyła z okna kamienicy. To Leona słyszy ostatnie słowa kobiety: „wreszcie mu się udało” i w ten sposób zostaje wciągnięta w sprawy zupełnie obcych sobie ludzi. Poznaje najbliższe osoby nieboszczki: namolną sąsiadkę Lidię, kochanego i uroczego brata a także bardzo atrakcyjnego byłego męża kobiety. Tymczasem mąż Leony odchodzi od niej do innej kobiety. Może, dlatego Leona tak szybko zakochuje się w zauroczonym nią jednym z nowopoznanych mężczyzn. Bardzo szybko okazuje się jednak, że mężczyzna kocha „za bardzo”.
Napiszę tak: nie tego się spodziewałam. Zabrakło mi niespodzianek i zwrotów akcji.  Wiemy kim jest tytułowy wielbiciel i wiemy, że jest niebezpieczny. Na końcu książki nie czeka nas niespodzianka w postaci skierowania podejrzeń na kogoś innego. Nic  z tych rzeczy. Problem polega tylko na tym, czy Leonie uda się przeżyć.
„Najnowsza” książka wcale nie jest najnowsza. W Niemczech wydana została kilkanaście lat temu! Wielbiciel został napisany jeszcze przed słynnym „Domem sióstr”. Może, dlatego książka mnie nie zachwyciła? Może to były „pierwsze koty za płoty”? Może, może… Lubię Charlotte Link, więc miłosiernie wybaczam jej tę książkę (tym bardziej, że wcale nie jest taka zła).

wtorek, 25 czerwca 2013

Echo winy – Charlotte Link

Livia i Nathan Moore są w trakcie podróży dookoła świata. Żeglują od portu do portu jachtem kupionym za sprzedany dorobek całego życia. Utrzymują się z prac dorywczych w portach, które odwiedzają. Na wysokości szkockiej wyspy Skye, jacht zostaje staranowany przez duży statek. Rozbitków ratuje straż przybrzeżna. Nie mając gdzie się podziać trafiają do swoich ostatnich pracodawców – Frederica i Virginii Quentin. Frederic nie ufa Nathanowi, za to jego żona jest mężczyzną wyraźnie zafascynowana. Gościnne małżeństwo postanawia udostępnić rozbitkom swój dom na wyspie, ponieważ i tak wracają już do posiadłości w Norfolk. Po przybyciu do Norfolk rodzina wraca do swoich spraw jednak ich spokój burzy przybycie Nathana. Okazuje się, że rozbitkowie przyjechali za swoimi wybawcami do Norfolk. W tym samym czasie w mieście ginie mała dziewczynka a wkrótce potem druga. A już wkrótce okazuje się, że Nathan nie jest tym za kogo się podaje.
 Zapewniam, że nie streściłam książki. To zaledwie początek tego psychologicznego dramatu. Tak właśnie, bo dla mnie książki Charlotte Link są psychologicznymi dramatami z thrillerem w tle. Myślę sobie, że wątki sensacyjne mają tutaj zdecydowanie mniejsze znaczenie. Najważniejsze dla autorki są postaci. Charlotte Link jest dla mnie mistrzynią budowania kreacji. W książkach Link jak ktoś ma depresję to masz ochotę go przytulić a jeśli ktoś jest zimnym draniem to czytając o nim oglądasz się za siebie. Zdecydowanie jedna z moich ulubionych pisarek (a jest ich zaledwie kilka). Zaczęłam od „Domu sióstr” i wpadłam na amen. Na dodatek aktywnie działa w organizacji ochrony zwierząt PETA. I jak jej nie kochać?
ps. 3 lipca premiera III wydania tego tytułu, ze zdecydowanie lepszą okładką (uwielbiam okładki). Szkoda, że w księgarniach stoi tyle gniotów. Okładka mojego egzemplarza niestety też należy do tych idiotycznych.

Zamieć śnieżna i woń migdałów – Camilla Lackberg


A jednak! Jednak wróciłam do Fjallbacki. Może nie dokładnie do samej Fjallbacki ale na położoną nieopodal małą wyspę Valon. To tutaj, na odciętej z powodu śnieżycy i skutego lodem morza, wyspie rozgrywa się dramat kolejnej książki Camilli Lackberg. Grupa ludzi odcięta od świata a w środku nieboszczyk. Martin Mohlin dostaje zaproszenie od swojej przyjaciółki do spędzenia z nią i jej rodziną świąt. Nie jest specjalnie zachwycony, ale trudno mu odmówić zapatrzonej w niego kobiecie. Już na samym początku Martin szybko orientuje się w sytuacji – bogaty zniedołężniały nestor rodu a wokół rodzina sępów (inaczej mówiąc darmozjadów) nienawidzących siebie nawzajem. I jak przystało na klasykę gatunku już podczas pierwszej kolacji senior pada trupem. Wokoło zaspy śniegu, morze skute lodem, zerwane połączenia i grupa ludzi, wśród których jest morderca.
 Klimat jak z powieści Agathy Christie? Otóż to! To nie jest zbieg okoliczności. Autorka zafascynowana prozą Agathy Christie też spróbowała zmierzyć się z atmosferą w rodzaju „wszyscy jesteśmy podejrzani”. Czy jej wyszło? Mimo mojej sympatii dla autorki niestety na kolana mnie nie rzuciło. Za bardzo kojarzyło mi się z „Dziesięcioma murzynkami” Agathy Christie a drugiej strony było o wiele słabsze.

poniedziałek, 24 czerwca 2013

Fabrykantka aniołków – Camilla Lackberg


Ostatni tom cyklu o Patriku, Erice i mieście Fjallbacka. Właściwie Patrik, Erika, Fjallbacka i inni stali bohaterowie serii są tak naprawdę tłem na nowych postaci w każdej książce. W Fabrykantce aniołków poznajemy Ebbę i jej męża Martena. Małżeństwo zjawia się na wyspie Valo, by wyremontować dom rodziców Ebby i otworzyć w nim pensjonat. Sprawy przybierają dramatyczny obrót – ktoś chce wystraszyć parę a może nawet zabić. Czy ma to związek ze sprawą z przed lat? W 1974 roku cała rodzinna Ebby zniknęła z wyspy w jedno popołudnie. Na tej małej wyspie kilka osób po prostu wyparowało jak kamfora. Została tylko zapłakana mała Ebba, którą zaopiekował się miejscowy policjant. Jednocześnie cofamy się do roku 1908 i jesteśmy świadkami aresztowania kobiety, którą ówczesna prasa okrzyknęła fabrykantką aniołków. Kobieta brała pod opiekę małe dzieci, które po jakimś czasie znikały….. Łatwo się domyślić skąd ten makabryczny przydomek….
 Jak zwykle u Camilli wszystkie wątki pięknie się ze sobą splatają, tajemnica goni tajemnicę a wszystko to w łatwym, ale zgrabnym stylu.
 Szkoda, że to już ostatni tom. I choć przyznaję, że byłam już trochę zmęczona Fjallbacką, to teraz gdy dotarło do mnie, że to już koniec, czuję syndrom odstawienia. Sagę o fjallbace dawkowałam sobie z premedytacją powoli. Gdybym czytała jedną książkę po drugiej, myślę, że szybko by mnie znudziła. Starałam się, jednak co miesiąc zaglądać do Fjallbacki. I to był dobry pomysł. Podsumowując – to była czysta przyjemność, dziękuję.

poniedziałek, 17 czerwca 2013

Miasto utrapienia – Jerzy Pilch

Miasto utrapienia to zbiór opowieści z życia głównego bohatera Patryka ale nie tylko. Głównym trzonem książki jest wątek o niezwykłym darze głównego bohatera. Patryk słyszy cyfry wybijane na klawiaturach bankomatów. Facet ma dar i nie waha się go użyć. Przeniesiemy się do krainy absurdalnego żartu rodem z krainy wojaka Szwejka. Komizm sytuacyjny i przezabawne cytaty wynagrodzą czytelnikowi brak akcji i czynnika łączącego oderwane ze sobą opowieści. Autor bawi nas celnymi i inteligentnymi obserwacjami ludzkich zachowań. W każdym z bohaterów Pilcha można odnaleźć trochę siebie (oczywiście, jeśli ma się do siebie dystans). Jak można nie uśmiechnąć się poznając np. Konstancję Wybryk lub kompanię rezolutnego dziadka Nepomucena.
 Jestem pod wielkim urokiem autora. Uwielbiam takie poczucie humoru. Uwielbiam takie błyskotliwe dialogi. Dla samych dialogów jestem gotowa czytać książki Pilcha. Zdecydowanie dołączył do moich ulubionych pisarzy.

piątek, 7 czerwca 2013

Bomba czyli alfabet polskiego szołbiznesu – Karolina Korwin-Piotrowska


Lubię Karolinę Korwin-Piotrowską, przyznaję się bez bicia. Nie wiem za co ale lubię. Może po prostu z przekory – wszyscy wieszają psy a ja lubię! A co! A może dlatego, że zawsze wolałam pyskaczy od efemerycznych słodkich idiotek. Kupiłam więc książkę licząc (i tu się przyznaję) na wielkie bum. Liczyłam, że huknie, gruchnie a potem zostaną same zgliszcza. I nikt mi nie wmówi, że tytuł Bomba nie miał tego sugerować. Ta radosna twórczość literacka to alfabetyczny spis opinii autorki o gwiazdach naszego szołbiznesu i dodatkowo zjawiskach z tego poletka np. stylista, menager itp. Napiszę wprost - książka mnie zawiodła. Nie dowiedziałam się niczego nowego. Tego typu opinie może wyrazić każdy przeciętny widz siedzący przed telewizorem. Chociaż nie – przeciętny widz powie wprost „on jest pi…nięty (tudzież po…bany)!” A w książce najczęściej pojawia się (w wolnym tłumaczeniu) „nie rozumiem jej/jego ale życzę mu/jej dobrze” – czyli najprościej mówiąc autorka nikomu nie chciała jednak podskoczyć. Mało tego, w ogóle to większość bardzo lubi. Dziwne zjawisko, bo przeczytaniu tego dzieła wyłonił mi się obraz samej autorki a nie bohaterów tego leksykonu. Książka sprawnie i lekko napisana, ale nudna jak flaki z olejem. Jak jest się diabłem wcielonym (bo tak mniej więcej przedstawia się we wstępie autorka to się nie pisze słodko-pierdzących historyjek tylko wali się z grubej rury. A już z całą pewnością nie daje się tytułu Bomba, bo to zakrawa na groteskę.

wtorek, 28 maja 2013

Latarnik – Camilla Lackberg


Nieuchronnie zbliżam się do końca serii o „morderczej” Fjallbace. Latarnik to już  przedostatnia cześć losów sympatycznych bohaterów - Eriki i Patrika. Po bardzo dramatycznym zakończeniu Syrenki, w Latarniku  będziemy świadkami zmagania się z żałobą Anny po utracie dziecka. Na tym tle (bo w dużej mierze Anna jest w tej części główną bohaterką) poznajemy bliżej jedną z okolicznych wysp wokół Fjallbacki. Mianowicie – Gråskär (wyspę duchów). Sama nazwa wskazuje, że będzie niesamowicie. I jest. Na wyspie osiada kobieta z małym dzieckiem. Ta dwójka zdana jest tylko na siebie. Są jedynymi mieszkańcami wyspy. Kobiecie zaczyna doskwierać samotność, chłód a z czasem nawet głód. Dlaczego pomimo tych niesprzyjających warunków uparcie nie chce opuścić wyspy? Dlaczego w ogóle na nią przybyła? Tymczasem po drugiej stronie zatoki, policja zaczyna prowadzić śledztwo w sprawie zabójstwa szacownego urzędnika. Mats Sverin został znaleziony z przestrzeloną głową we własnym domu. Śledztwo wykazuje się, że poprzednią noc spędził na wyspie duchów…
 Jak zwykle przeczytałam migiem bo nie mogłam się oderwać ale tym razem czułam jakiś inny klimat książki. Może autorka była już zmęczona sagą o Fjallbace? Zdziwił mnie na przykład w tej części wątek tajemniczego rodzeństwa. Wątek urwany – bez nawet mglistego wyjaśnienia tajemnicy dwójki bohaterów. Latarnik trochę odstaje od poprzednich części, ale nadal czytało mi się bardzo przyjemnie.
 Spodobały mi się serie i zaczynam zastanawiać się co po Camilli? Tylko gdzie taką znaleźć, żeby główny bohater był fajny, żeby miał życie osobiste, żeby było sporo postaci drugoplanowych, żeby oni też mieli swoje życie osobiste, żeby w każdej części było o czym innym i żeby w ogóle było wszystko extra... :-)

sobota, 25 maja 2013

Nowe oblicze Greya – Erika Leonard




I to już koniec. Tom III trylogii o Anastasii i Christianie Greyu. Niestety pojawiła się tendencja schyłkowa. Ostatni tom nie jest już tak „dramatyczny” jak dwa poprzednie. Po zakończeniu drugiego już niespecjalnie spieszyło mi się do sięgnięcia po kolejne losy pary bohaterów ale musiałam dokończyć, skoro na półce stała już świeżo zakupiona książka. Zabrakło „dramatycznych” kłótni, rozstań i dylematów „czy być ze sobą czy nie”. Tom III to już ociekający miodem harlequin. No trudno się mówi. Niemniej jednak miło mi było poznać „niezrównoważonego” Christiana Greya a autorce dziękuję za wyciągnięcie mnie z zimowego marazmu. Do zobaczenia w kinach! :)

Ciemniejsza strona Greya – Erika Leonard


Tom II dziwnego związku młodziutkiej Anastasii i szalonego Greya. Oboje wiedzą już, że szaleją za sobą i nie mogą bez siebie żyć. W drugiej części trylogii pojawia się wątek sensacyjny – ktoś czyha na życie ukochanej Greya. Grey poruszy niebo i ziemię, żeby zapewnić swojej wybrance bezpieczeństwo a ten kto wejdzie mu w drogę marnie skończy :) 

A ja nadal bawię się bardzo dobrze przy książce i Panu Greyu :)



50 twarzy Greya – Erika Leonard



Nieśmiała Anastasia Steele poznaje szalenie przystojnego i bardzo władczego Christiana Greya. Ten, nie wiedzieć czemu natychmiast, postanawia zdobyć na własność tę zakompleksioną pannę. Proponuje jej pewien układ. Zauroczona Greyem dziewczyna zgadza się… a potem to już tylko sodoma i gomora :)
 Na temat tej książki napisano już chyba wszystko. Wylano przy tej okazji chyba wszystkie pomyje świata na autorkę i jej „dzieło”. A ja powiem tak: nie przesadzajmy. To miała być rozrywka i rozrywką jest! Lekka (wręcz leciutka), łatwa i przyjemna. Ja czytając książkę bawiłam się świetnie. Nie dość, że się ubawiłam to przyznaję, że mnie też udzieliło się lekkie zauroczenie panem Greyem. Nie sięgnęłam bym po nią sama i przyznaję, że wyśmiewałam jak większość. Dostałam w prezencie więc postanowiłam zajrzeć do środka. A tu miła niespodzianka – okazało się, że to tej paskudnej zimie tego było mi trzeba. A że „styl fatalny”, a to „wewnętrzna Bogini”, a że „przygryzanie wargi” i „rozpadanie się na milion kawałków”…. oj tam, oj tam – gorszy styl i głupoty czytam w codziennej „poważnej” prasie.