Czytam sobie książki

piątek, 29 lipca 2011

Przewodnik. Tatry i Zakopane – Wydawnictwo Daunpol sp. z o.o.

Zbieram przewodniki. Zawsze gdy zamierzam kupić kolejny, brakuje mi recenzji tychże, dlatego postanowiłam napisać kilka słów o ostatnim zakupie. Potrzebowałam czegoś poręcznego z informacjami głównie o samym Zakopanem. I to był strzał w dziesiątkę. Dla kogoś kto zamierza poznać miasto, jego historię, uliczki itp. to wyśmienita pozycja.
 

Mamy tu propozycje spacerów po mieście i po szlakach wokół Zakopanego (zarówno piesze jak i rowerowe). Wszystko jest fajnie opisane (co widzimy po prawej , co po lewej, gdzie skręcić itd.). Są dzieje Zakopanego i całego regionu a wszystko ozdobione zdjęciami. Mamy oczywiście plan miasta oraz mapę naszych Tatr. Jest coś o kuchni, stroju, tańcu, faunie i florze. Są propozycje gdzie zjeść i gdzie przenocować. 
 Ja jednak jestem bardzo zadowolona, że znalazłam tu szczegółowe informacje o pięknej architekturze i innych o wiele bardziej interesujących ulicach miasta (bo przecież zakopane to nie tylko Krupówki). Książeczka jest poręczna i pięknie znosiła międlenie na każdym rogu ulicy… i to w deszczu. Nadal wygląda jak nowa. Polecam.

czwartek, 28 lipca 2011

Ja, Ozzy. Autobiografia – Ozzy Osbourne oraz Chris Ayres


Nigdy nie byłam fanką Black Sabbath ale czułam, że ta książka to będzie jazda bez trzymanki. Tak więc poleciałam do sklepu znanej sieci i kupiłam za masakryczną cenę. Czytałam jednak na raty bo po prostu musiałam co jakiś czas schodzić z tej karuzeli. Śmiałam się już przed pierwszym rozdziałem a potem było jeszcze lepiej. Na początku Ozzy kradł:

„Przy trzecim podejściu podpyliłem kilka koszul. Wpadłem nawet na genialny pomysł, żeby włożyć rękawiczki jak prawdziwy zawodowiec. Pech chciał, że jednej brakowało kciuka, więc zostawiłem całą masę śladów. Parę dni później do domu zapukały gliny. Zaraz się znalazły i rękawiczki, i łupy.

- Rękawiczka bez palca, co? – zagaduje gliniarz. – Einsteinem to Ty nie jesteś.”

Ale w porównaniu z tym co dzieje się dalej, można powiedzieć, że wtedy był jeszcze super grzecznym chłopcem. Potem był sex drugs and rock and roll w dosłownym tego słowa znaczeniu. Do tego stopnia, że aż czasami nudziło. Na szczęście tylko momentami. Jak na porządną biografię przystało, w środku mamy dużo zdjęć. Bardzo dobrze wydana (twarde okładki, obwoluta, szyte karty, porządny papier). Fajna lektura ale uprzedzam: pełno tu soczystego słownictwa i opisów tego co można zrobić na haju.


wtorek, 26 lipca 2011

Dwie kobiety. Śmierć kontra fenomen życia – Diana Beate Hellmann


Miałam tę książkę w domu od bardzo dawna. Trochę bałam się po nią sięgnąć z uwagi na temat, jaki porusza.

Książka jest pamiętnikiem autorki. Określenia „pamiętnik” używam tylko dla podkreślenia faktu, że to opowieść z życia autorki. Opisuje ona własną historię zmagania się z nowotworem u progu dorosłego życia. Główną bohaterkę poznajemy jednak już jako beztroskie dziecko więc jest to zgrabna powieść o dorastaniu w chorobie i nie tylko. Długie pobyty w szpitalu i związane z tym dramaty. Zawierane tam przyjaźnie, te na dłużej i czasem niestety te na zbyt krótko.

Czyta się bardzo dobrze mimo przecież bardzo ciężkiego tematu jakim jest choroba nowotworowa. Nie chciało się odkładać książki. Ciężka a wciągnęła mnie jak wir. Bardzo polecam.


Marlene - Angelika Kuźniak

Wzięłam ze sobą do pociągu jadąc na urlop. Zazdroszczę osobom zabierającym ze sobą stosy książek. Ja mogłam zabrać tylko jedną i tylko na podróż. I tutaj ta książeczka spełniła swoje zadanie. W sam raz na podróż do i z Zakopanego.
„Półtora roku po śmierci Marleny Dietrich do Berlina trafia dwadzieścia pięć ton jej rzeczy. Są wśród nich szmaty do podłogi, rolki papieru toaletowego i niedopałki, a także egzotyczne ptasie pióra szmuglowane przez granice. Jest też notes. Na ostatniej stronie kilka polskich nazwisk. Wśród nich: Zbigniew Cybulski.”
To nie jest biografia. To raczej reportaż o Marlenie. Sporo o niej od 1945 roku. Jej zapiski, jej listy, rozmowy z osobami, które miały z nią do czynienia, trochę zdjęć. Książka poświęcona w dużej części jej pobytom w Polsce. A swoją drogą: teraz już rozumiem dlaczego jest tak mało zdjęć gwiazdy – nie wolno było robić. A Ci, którzy mieli pozwolenie musieli dać wszystkie do zaakceptowania Marlenie. „Brzydkie” były darte od ręki.
Przyznaję, że nie wiedziałam zbyt dużo o tej aktorce. Miałam wyobrażenie zasadniczej antypatycznej hetery. I po przeczytaniu tej pozycji nie zmieniłam zdania. Ciężki to był człowiek. Czytając, ciągle zadawałam sobie pytanie „dlaczego nikt nie ośmielił się powiedzieć, że najwyższa pora zejść ze sceny”.
Książkę oczywiście polecam. "To się czyta".

czwartek, 14 lipca 2011

Kuna za kaloryferem – Adam Wajrak, Nuria Selva Fernandez


Musiałam mieć. Poleciałam do księgarni. Dziś skończyłam i odstawiłam na honorowe miejsce – takie żeby stała na widoku i uśmiechała się do mnie. To książka, która zostanie ze mną na zawsze. A jeśli pożyczę to będę ścigała do upadłego żeby oddali. A pożyczę na pewno – będę wręcz wciskała wszystkim.

Płakałam i śmiałam się na przemian. Adam Wajrak i jego żona ratują dzikie zwierzęta i o tym jest ta książka. A dokładniej są to opowieści o ich podopiecznych. O Julku, Declanie, Kurze, Wampirze, Kuternodze i wielu wielu innych. Poza dostarczeniem mi masy wzruszeń, dowiedziałam się też wielu ciekawych i ważnych rzeczy. Nie będę przytaczała żadnych fragmentów bo po prostu nie wiedziałbym, który wybrać. Jestem zachwycona wszystkim: treścią, zdjęciami (dużo i piękne!), okładką. A przede wszystkim jestem zachwycona autorami i wszystkimi ludźmi, którzy angażowali się w uratowanie małych bohaterów tych opowieści.
Miłośnicy zwierząt – to książka dla Was. Rodzice – to książka dla Was i Waszych dzieci - jeśli chcecie żeby były dobrymi ludźmi czytajcie im takie książki.
ps. A dziś w tramwaju pewna starsza Pani zaczepiła mnie i zapytała o tytuł "bo zerkała z boku jak czytałam i to chyba fajna książka". Tę Panią też uwielbiam za dobry gust!

piątek, 8 lipca 2011

Pętla – Erika Spindler


No proszę – znalazłam w domu jeszcze nieczytaną książkę. Stała w kącie od kilku lat i nawet nie pamiętam skąd się wzięła (z pewnością nie pożyczona bo zawsze oddaje to co pożyczam).

Kilkanaście lat temu Jane uległa wypadkowi. Będąc pod opieką siostry – pływała beztrosko gdy nagle zaczęła kierować się w jej stronę rozpędzona motorówka. W wyniku wypadku została oszpecona a na domiar złego Jane nie opuszcza wrażenie że prowadzący łódź zrobił to specjalnie. Mija kilkanaście lat - Jane jest dziś wziętą artystką i żoną znanego chirurga plastycznego. Po wieloletnim leczeniu i bolesnych operacjach odzyskuje  „normalny” wygląd i spokój ducha. I nagle dostaje anonim: „zrobiłem to specjalnie żeby usłyszeć jak krzyczysz” a asystentka jej męża zostaje zamordowana. Do Jane powraca koszmar sprzed kilkunastu lat i teraz już wie, że nie był to przypadek.

Kryminał trochę w starym stylu. Krew nie leje się strumieniami. Jest jeden trup ale za to wielu podejrzanych na czele z własnym mężem i rodzoną siostrą. Jestem mile zaskoczona. Polecam.



niedziela, 3 lipca 2011

Cień wiatru - Carlos Ruiz Zafón


Zachęcona opiniami czekałam w bibliotece w kolejce. Wreszcie się doczekałam.
Powieść rozpoczyna się, kiedy 10-letni Daniel Sempere zostaje zaprowadzony przez swojego ojca do przedziwnego miejsca. Na cmentarzu zapomnianych książek chłopiec musi zdecydować, którą z książek zaadoptuje, żeby nigdy nie zginęła w zapomnieniu. Nasz bohater decyduje się na „Cień wiatru” Juliana Caraxa. Wkrótce ze zdziwieniem odkrywa, że nikt nie wie był Julian Carax i nikt nigdy nie słyszał o jego książkach. Sprawa staje się tym bardziej pociągająca, gdy Daniel odkrywa jak bardzo pożądanego egzemplarza stal się właścicielem. Odkrywa, że ktoś lub coś poszukuje dzieł Caraxa, żeby je…. spalić. 
Akcja książki rozgrywa się w powojennej Barcelonie i prowadzi nas przez kolejne lata dorastania Daniela. To opowieść o książkach przeklętych, o człowieku, który je napisał, o postaci, która ucieka ze stron powieści, żeby ją następnie spalić, o zdradzie i utraconej przyjaźni. To historia o miłości i nienawiści.
Ciężko mi się czytało. Może dlatego, że czułam na plecach oddech kolejki chętnych na ten egzemplarz. A może dlatego, że dostałam ją w momencie kiedy wróciłam z księgarni objuczona kilkoma książkami na które miałam wielką ochotę. A może po prostu dlatego, że za dużo było ochów i achów wokół tej powieści.
Jednak nie żałuję. Warto było chociażby po to żeby poznać niejakiego Fermina Romero de Torres i jego błyskotliwy język. Fermin o niejakiej La Pepicie: „sąsiadki znieczulają ją odpowiednimi dawkami brandy, a gdy tam zajrzałem, właśnie padła jak kłoda na sofę, gdzie chrapała jak marynarz i puszczała wiatry dziurawiące tapicerkę”
O Stalinie: „o ile mi wiadomo, cierpi na niezmiernie na prostatę, od momentu, kiedy udławił się pestką owocu głogu, w wyniku czego mocz oddaje jedynie wtedy gdy nuci mu się marsyliankę”
Na to dostaje równie fantastyczną odpowiedź taksówkarza: „Faszystowska propaganda (…) Towarzysz Stalin szcza jak nikt. Niejedna rzeka z Wołgą na czele życzyłaby sobie takiego dopływu.”
Takich smaczków w książce jest więcej. Podobały mi się także nastrojowe czarno-białe zdjęcia z ulic miasta.