Czytam sobie książki

poniedziałek, 28 listopada 2011

Uratuj mnie - Guillaume Musso




Kolejna pozycja Pana Musso, która wciąga od pierwszej strony. Tym razem to historia nowojorskiego lekarza Sama i francuski o imieniu Juliette. On stracił żonę. Ona nie zrobiła kariery aktorskiej i postanowiła właśnie wrócić do swojej ojczyzny. Spotykają się przez przypadek na dzień przed jej odlotem do Francji. Spędziwszy ze sobą upojny weekend, dochodzą do wniosku, że chyba zakochali się w sobie. Problem polega na tym, że stwierdzają to trochę za późno: ona siedzi już w samolocie mając żal, że on jej nie zatrzymał a on wraca z lotniska do domu żałując, że nie powiedział „zostań”. Wkrótce Sam dowiaduje się z wiadomości, że samolot Juliette rozbił się tuż po starcie i że nikt nie przeżył.
I tym momencie akcja książki dostaje zawrotnego tempa. Zjawia się tajemnicza kobieta zza światów a z nią strzelaniny, narkotyki, niespełniona miłość, nadprzyrodzone zdolności a na deser terrorysta z bombą :) Tak wiem, trochę dużo tego. Książka oczywiście wciągnęła mnie (jak zwykle u tego autora) jednak tym razem miałam wrażenie, że co za dużo to nie zdrowo.  Na dodatek jest jeszcze coś co do tej pory lekko mnie dziwiło a tym razem to już zupełnie pasowało jak kwiatek do kożucha. Mam na myśli cytaty przed każdym rozdziałem np. z Ojca Chrzestnego, Szekspira, Woltera.... czy Biblii. No Ludzie! Przecież książki Pana Musso to zwykłe czytadła! Fajne, lubię... ale jednak czytadła. A z tymi poważnymi i wzniosłymi cytatami, które zapewne mają dodawać powagi lekturze, robi się trochę groteskowo. No ale nic to. Nie zrażam się i wkrótce pewnie sięgnę po kolejną pozycję z listy G.M.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz