Małgorzata Jaworska, młoda lekarka z Pomorza, otwiera list
i oczom nie wierzy. Ma stawić się na odczytaniu testamentu dawno niewidzianej
ciotki. Po co? Dlaczego? Przecież ciotka nie utrzymywała z nią ani z jej
rodzicami kontaktów od wielu długich lat. Na dodatek uchodziła w rodzinie za
delikatnie mówiąc lekko zdziwaczałą osobę. Razem z rodzicami jedzie do adwokata od którego
dostała list i tu okazuje się, że Małgosia otrzymała w spadku piękną starą pustą
kamienicę... w Krakowie. Wbrew pozorom wcale nie jest zachwycona tym
podarunkiem. Tym bardziej, że jak się okazuje nie może jej sprzedać ani mieć
lokatorów. Jedynie jeden lokal na parterze można wynająć na jakieś usługi. Ma
dwa wyjścia: zamieszka w kamienicy lub kamienica zgodnie z życzeniem ciotki przechodzi
na rzecz klasztoru. Mecenas zachęca spadkobierczynię i obiecuje pomóc w
znalezieniu pracy. Po namyśle, Gosia decyduje się rozpocząć nowe życie w
Krakowie przy ul. Sławkowskiej. Kamienica zostaje pięknie wyremontowana i nasza
bohaterka wprowadza się do nowego domu i niemalże pierwszego dnia wynajmuje wolny
lokal przystojnemu Jankowi, marzącemu o własnej herbaciarni. Bajka, prawda? I
dopiero teraz zaczyna się cała zabawa: nocą skrzypiąca podłoga, nocne rozmowy
zza ściany (chociaż wiadomo, że za ścianą nikt nie mieszka), spadające ze
ściany obrazki….
Po prostu piękne! Wreszcie znalazłam książkę z
klimatami jakie uwielbiam. Długo czekałam na nią w bibliotecznej kolejce ale było
warto. Niczego nie mam zamiaru się czepiać bo przepadam za skrzypiącymi
podłogami nocą i krokami pod drzwiami sypialni…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz