Czytam sobie książki

sobota, 26 maja 2012

Powrót Nauczyciela Tańca – Henning Mankell


Gdzieś na odludziu, w lesie mieszka Herbert Molin. Samotnik, który pragnie tylko świętego spokoju a czas zabija codziennym układaniem puzzli i pląsaniem po domu tango. I oto pewnego dnia zostaje on w okrutny sposób zamordowany. Obrażenia wskazują, że morderca pofatygował się tu specjalnie dla Molina. To musiała być zemsta. Tylko za co? Tymczasem gdzieś daleko, policjant Stefan Lindman – główny bohater książki – dowiaduje się, że ma nowotwór. Postanawia wykorzystać czas, przed podjęciem chemioterapii, na samotny urlop. Dociera do niego informacja o śmierci Herberta (pracowali kiedyś razem). Chce zająć głowę czymś innym niż własną chorobą więc wyrusza do miasteczka gdzie mieszkał Herbert żeby spróbować rozwikłać zagadkę okrutnego morderstwa. Na miejscu poznaje sympatycznego śledczego o imieniu Giuseppe i niejako zostaje dopuszczony do śledztwa. Wkrótce wychodzą na jaw sekrety z życia ofiary. Kim był i czym się zajmował i dlaczego uciekł przed światem na to odludzie. Teraz pozostaje już tylko znaleźć mściciela. Tematyka bardzo interesująca i dlatego liczyłam na więcej. A było o czym pisać. Niestety okazało się, że esencji jest niewiele ale za to masa wątków, które i tak potraktowane zostały powierzchownie. Historia rozciągnięta do granic możliwości i stąd te 500 stron. Przeczytałam do końca ale nie mogę powiedzieć żebym nie mogła się oderwać. Mogłam i to wiele razy. I dochodzę do wniosku, że chyba skandynawskie kryminały nie są dla mnie. Jak już wybieram sensację to chcę żeby na każdej stronie coś się działo (tak jak było w przypadku Millenium, którym się zachwyciłam). Tymczasem w kolejnym kryminale z północy śledczy są na jakiś zwooolniooonyyych ooobroootaaach i wszystko ciągnie się jak flaki z olejem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz