Po książkę sięgnęłam ponieważ radio (a konkretnie pr III) nadawało swego czasu słuchowisko na podstawie tego opowiadania a to było dla mnie wystarczającą rekomendacją. Jak głosi napis pod tytułem jest to filozoficzna powieść kryminalna.
Pewnego dnia owce znajdują na polanie swojego pasterza. Jednak coś z nim jest nie tak. Leży. Nie rusza się.
„- Jeszcze wczoraj był zdrowy – powiedziała Matylda, nerwowo strzygąc uszami.
- To nie ma nic do rzeczy – zauważył Sir Ritchfield, najstarszy tryk w stadzie – Nie umarł na chorobę. Szpadel to nie choroba.”
Tak zaczyna się książka i zaczyna się śledztwo owiec. Jednym z głównych podejrzanych jest… Bóg. Wszystkie nasze owce mają imiona, swoje charaktery i charakterki. Śmiałam się ale też zatrzymywałam żeby pomyśleć. W pierwszym odruchu jest nam do śmiechu ale po chwili zdajemy sobie sprawę ile mądrości jest w stwierdzeniach i postrzeganiu świata przez naszych małych bohaterów. Kryminał może i mnie nie wciągnął, za to opowieść filozoficzna bardzo. Dla mnie tak książka to rewelacja i z pewnością sięgnę po następną część (Triumf owiec).
Dla mnie również rewelacja!!
OdpowiedzUsuńDrugi tom już na mnie czeka, mam nadzieję na podobne albo jeszcze większe emocje;))
Pozdrawiam ciepło:)