Lata
osiemdziesiąte. Młoda malarka Molly wsiada w Warszawie na pokład samolotu. Z dolarami
staniku i nadzieją na lepsze życie
wyrusza na podbój Ameryki a konkretnie Nowego Jorku. Na miejscu czeka ją
rozczarowanie już na lotnisku. Przyjaciel Lolo nie zjawia się. Mieszkanko,
które miało na nią czekać, okazuje się norą w kiepskiej dzielnicy. Wkrótce
Molly poznaje bardzo przystojnego karatekę i wpada po uszy. Żyją sexem i
powietrzem. Na początek to wystarczy. Z czasem jednak Molly zaczyna być
doceniana przez tutejszych amatorów sztuki. Ma mnóstwo zamówień, zaczyna bywać.
Karateka zaczyna Molly nie wystarczać. Molly lgnie do ludzi a ludzie lgną do
Molly. Związek z karateką zaczyna być trochę duszący. Tym bardziej, że karateka
jest potwornie zazdrosny o wszystko i wszystkich. Na nieszczęście Molly,
karateka jest bardzo fascynujący mimo swoich wad i ta nie potrafi z nim zerwać.
Jak sama autorka przyznaje - to książka trochę autobiograficzna. I chyba tylko
dzięki temu nawet podobała mi się. Przyznaję, że gdyby nie postać autorki
(uwielbiam jej obrazy), pewnie nie sięgnęłabym po nią. Na początku nie potrafiłam
się trochę odnaleźć – wszystko działo się jak dla mnie za szybko i było zbyt
chaotyczne. Potem załapałam rytm i śmiałam się w głos. Sporo tu dosadnego
języka, który tutaj bardzo mnie bawił.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz