Książka zajęła III miejsce w konkursie na polską Bridget Jones. Postanowiłam zacząć od tego zdania ze zwykłego lenistwa bo hasło Bridget Jones powinno już coś dawać do myślenia. Albo się to lubi albo nie. Jeśli chcemy czytać o trzydziestkach z problemami sercowymi, pracującymi w dużym mieście to o tym właśnie jest ta książka. Bohaterka zwana Wiktorią tudzież (o zgrozo) Wicią jest singielką i pracuje w regionalnej telewizji. Jak przystało (oczywiście według autorki) na podręcznikową singielkę sypia jednocześnie z żonatym kolegą i o 10 lat młodszym studentem. Ale zacznijmy od początku: na początku Wiktoria dowiaduje się, że jest w ciąży i nie wie kto jest ojcem. Już na następnych stronach jeden z panów zostaje wyeliminowany z przyczyn medycznych. Wkrótce drugi z panów deklaruje że.. „chciałby zapomnieć o tym incydencie albowiem właśnie się żeni”. Nie żeby nasza Wicia (brrr) czegoś oczekiwała od facetów. Wręcz przeciwnie gosia samosia chciała ich tylko poinformować i tyle. Ale jednak naszej bohaterce troszkę minka rzednie gdy zostaje całkiem sama. Nie ma jednak czasu zastanawiać się nad tym bo w robocie właśnie szykuje się do zrobienia gorący reportaż. Potem Wicia (brrr) się zakocha z wzajemnością ale oczywiście nie obędzie się rzucanych pod nogi miłości kłód, belek itp. utrudniaczy. A wszystko to okraszone trzymającymi w napięciu szczegółowymi opisami pracy na planie i poza nim, włączając w to finał „którejśtam” Orkiestry Świątecznej Pomocy.
Zdecydowanie nie jestem targetem dla autorów takich powieści. Bohaterowie są tak schematyczni, że aż boli. Za główną bohaterką nie przepadałam od pierwszej strony. I o ile po skończeniu miałam ochotę sięgnąć po inną książkę pisarki bo ciągle słyszałam wokół „Szwaja” i „Szwaja” i że „super”, to gdzieś przeczytałam, że wszystkie bohaterki jej książek są takie same. Chyba nie mam ochoty już tego sprawdzać, w końcu na świecie jest tyle jeszcze do przeczytania...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz