Czytam sobie książki

sobota, 19 stycznia 2013

Mężczyzna, który się uśmiechał – Henning Mankell



Komisarz Kurt Wallander przebywa na zwolnieniu. Pogrążony jest w depresji po tym jak na służbie zabił człowieka. Zaczyna pić i rozważa odejście z policji. Pewnego dnia odzywa się do niego Sten Torstensson. Znany prawnik, właśnie stracił ojca, z którym prowadził kancelarię adwokacką. Mężczyzna nie wierzy w teorię o wypadku samochodowym. Jest przekonany, że ojca ktoś zamordował i a wypadek został upozorowany. Wallander nie jest przekonany jednak ziarno ciekawości już zostało zasiane. Gdy Torstentsson zostaje zastrzelony, Wallander już ma pewność – coś te sprawy z pewnością łączy. Postanawia wziąć się w garść, wrócić do pracy i zająć się właśnie tą sprawą. Trop prowadzi do olbrzymiej posiadłości z zamkiem, własności potentata finansowego i wielkiego filantropa. Żeby się tam dostać trzeba użyć fortelu. Komisarz postanawia mieć tam swojego człowieka.
 Moje drugie spotkanie z Henningiem Mankellem i niestety drugie rozczarowanie. Znowu oczekiwałam zwrotów akcji, wodzenia mnie za nos i wielu podejrzanych. Nic z tych rzeczy. Równie dobrze autor mógłby w pierwszym akapicie napisać kto i dlaczego zabił a potem opowiedzieć jak Wallander do tego doszedł. A i tak ten zabieg na nic by się zdał bo cała historia jest nudna i prosta jak drut. Nie wiem czy jest sens sięgać po inne pozycje autora. Książkę (tę, jak i poprzednią) dobrze mi się czytało. Sam pomysł również był dobry. Niestety zdecydowanie zbyt wielu rzeczy mi w nich brakuje żeby brnąć w Mankella dalej. Szkoda.

2 komentarze:

  1. Czytałam tylko "O krok" i to też było moje rozczarowanie, a po Twojej recenzji nie wiem kidy będzie moje następne spotkanie z autorem;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciągle słyszę o Mankellu. Jaka szkoda, że akurat mnie nie pociąga :-)

    OdpowiedzUsuń