Komisarz Kurt
Wallander przebywa na zwolnieniu. Pogrążony jest w depresji po tym jak na
służbie zabił człowieka. Zaczyna pić i rozważa odejście z policji. Pewnego dnia
odzywa się do niego Sten Torstensson. Znany prawnik, właśnie stracił ojca, z
którym prowadził kancelarię adwokacką. Mężczyzna nie wierzy w teorię o wypadku
samochodowym. Jest przekonany, że ojca ktoś zamordował i a wypadek został
upozorowany. Wallander nie jest przekonany jednak ziarno ciekawości już zostało
zasiane. Gdy Torstentsson zostaje zastrzelony, Wallander już ma pewność – coś
te sprawy z pewnością łączy. Postanawia wziąć się w garść, wrócić do pracy i
zająć się właśnie tą sprawą. Trop prowadzi do olbrzymiej posiadłości z zamkiem,
własności potentata finansowego i wielkiego filantropa. Żeby się tam dostać
trzeba użyć fortelu. Komisarz postanawia mieć tam swojego człowieka.
Moje
drugie spotkanie z Henningiem Mankellem i niestety drugie rozczarowanie. Znowu
oczekiwałam zwrotów akcji, wodzenia mnie za nos i wielu podejrzanych. Nic z
tych rzeczy. Równie dobrze autor mógłby w pierwszym akapicie napisać kto i
dlaczego zabił a potem opowiedzieć jak Wallander do tego doszedł. A i tak ten
zabieg na nic by się zdał bo cała historia jest nudna i prosta jak drut. Nie
wiem czy jest sens sięgać po inne pozycje autora. Książkę (tę, jak i
poprzednią) dobrze mi się czytało. Sam pomysł również był dobry. Niestety
zdecydowanie zbyt wielu rzeczy mi w nich brakuje żeby brnąć w Mankella dalej.
Szkoda.
Czytałam tylko "O krok" i to też było moje rozczarowanie, a po Twojej recenzji nie wiem kidy będzie moje następne spotkanie z autorem;)
OdpowiedzUsuńCiągle słyszę o Mankellu. Jaka szkoda, że akurat mnie nie pociąga :-)
OdpowiedzUsuń