Książka
była długo w planach aż wreszcie doczekała się przeczytania. Uwielbiam ludzi,
którzy potrafią się z siebie śmiać a Michał Witkowski to robi. Drwal opowiada o
pobycie znudzonego „Michaśki” na naszym Pomorzu. „Michaśkę” znudziła warszafka
i cały jej zgiełk. Wena twórcza gdzieś odeszła. Generalnie pusto i głucho więc
nasz bohater postanawia wyjechać nad morze i tam w cichej leśniczówce po
sezonie czekać na natchnienie, mając nadzieję że być może tutaj znajdzie jakiś
temat na następną książkę. Leśniczówkę wynajmuje mu w sumie mało znany Robert,
który od samego początku roztacza wokół siebie aurę tajemniczości. Tym
bardziej, że jak się okazuje w tej samej leśniczówce wydarzyła się kiedyś
tragedia. Oczywiście na Michaśkę działa to wszystko jak iskra. Oto jest! To
będzie temat na książkę! I to na dodatek kryminał! Gospodarz jest mocno
podejrzany i trzeba to wyjaśnić. Niestety (a może stety) samozwańczemu
detektywowi wpada w oko poznany pod sklepem miejscowy „dres” – Mariusz. Mariusz
(vel Luj) jest prosty, dziki i na dodatek bywa agresywny. I to jest w nim
właśnie pociągające. Doba staje się za krótka: prowadzić dochodzenie czy uwieść
Luja?
Kryminał taki sobie ale uśmiałam się przy lekturze bardzo. Jeśli wybucham
śmiechem w tramwaju – jest bardzo dobrze. Części książki postanowiłam posłuchać
(czyta sam autor) i tu po prostu przeżyłam szok. Na początku ze śmiechu miałam
łzy w oczach. Nie wiedziałam, czy to żarty czy autor rzeczywiście tak okropnie
czyta własną powieść. To było genialne ale jednak tylko na chwilę. Potem
bełkotanie na jednym wdechu zaczęło mnie męczyć więc wróciłam do czytania. Podsumowując:
świetnie się bawiłam.
O. Miałam w ręku "Drwala" ale nie czytałam. Dotykałam, ma super okładkę. A treść jest inna niż się spodziewałam. Na pewno jestem mile zaskoczona.
OdpowiedzUsuńOkładka rzeczywiście świetna.
Usuń