Bardzo lubię Katarzynę Grocholę, więc musiałam mieć jej kolejną książkę. Na początku poczułam wielkie rozczarowane, że to tylko felietony. Liczyłam na powieść. No cóż, mówi się trudno. Niestety z każdym kolejnym opowiadaniem, utwierdzałam się w przekonaniu, że to najsłabsza pozycja autorki, jaką czytałam. Główna bohaterka dzielnie zmaga się z trudami dnia codziennego (swojego jak i swoich najbliższych). Walczy, pomaga, pociesza a przede wszystkim nieznośnie moralizuje. Moralizuje niczym Paulo Coelho. Dla mnie rzecz nie do zniesienia.
Ksiązka na mnie czeka, ale aktualnie dorwała ją moja mama i mówi że powieść jest interesująca i wciąga, pomimo iz to tylko felietony :-)
OdpowiedzUsuńJa spodziewałam się więcej i dłużej.
UsuńMam za sobą dopiero jedną książkę pani Grocholi (aż wstyd się przyznać), ale czytałam ją z prawdziwą przyjemnością. "Trochę większego poniedziałku" nie znam, ale na razie chyba ją sobie podaruję, żeby nadal mieć o autorce pozytywne zdanie ;)
OdpowiedzUsuńSerdecznie zapraszam do mnie :)
Coelho moralizuje i tego przełknąć nie mogę. Ale Grochola jak dla mnie pisze wspaniale o codzienności :)
OdpowiedzUsuńPisze fajnie i dlatego tez ją lubię. W poniedziałku jakoś było tego za dużo jak dla mnie.
UsuńJeszcze po Grocholę nie sięgnęłam. Nie wiem czy to dobrze, czy źle. Ja w każdym razie za felietonami mocno przepadam i w takim razie chyba ten tytuł będzie pierwszym jej autorstwa w mojej karierze czytelniczej :) Nominowałam Twojego bloga do Liebster Award. Ciekawa jestem odpowiedzi na pytania zamieszczone u mnie na blogi. Pozdrawiam i zapraszam.
OdpowiedzUsuńWitaj, dodałem bloga do obserwowanych, zapraszam do siebie na imperium książek i historii, pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń