On (Justin) decyduje się oddać krew choć właściwie nie podoba mu się ten pomysł. Ona (Joyce) właśnie straciła dziecko. Trafiła do szpitala, gdzie zrobiono jej transfuzję krwi a potem rozstała się z mężem i zamieszkała z ojcem. Joyce ku swojemu zdziwieniu zaczyna posiadać wiedzę, o której nie miała pojęcia. Teraz zna się świetnie na architekturze i włada obcymi językami. Ma teraz nie swoje wspomnienia i zupełnie inny gust kulinarny. Jak łatwo się domyślić ma to związek z nieznanym jej Justinem. Wkrótce potem ta dwójka zaczyna ciągle na siebie wpadać. Zaczynają się rozpoznawać i intrygować wzajemnie. Gdy zdają sobie sprawę, że chcą się poznać, wtedy jak na złość zaczynają się ciągle mijać o włos.
Trochę magii, sporo humoru i masę romantyzmu. Bardzo przyjemna, sympatyczna i lekka lektura. Poniekąd zachęta do honorowego krwiodawstwa, jeśli ktoś chce mieć swoją drugą połówkę oczywiście :-).
Historia romantyczna, być może, jakich wiele ale ojciec Joyce jest po prostu rozbrajający i chociażby dla niego warto było przeczytać tę książkę. Scena z odbiorem bagażu z taśmy na lotnisku przyprawiła mnie o głośny śmiech w autobusie.
No i muszę dorzucić jeszcze pięć groszy o okładce. Mam jakieś zboczenie na punkcie tychże i zawsze zwracam na nie uwagę. Tym razem nie przypadła mi do gustu - nie ma nic wspólnego ani z postacią Joyce ani z fabułą.
A wiesz, czytałam wywiad z Cecelią Ahern, i wspominała, że tak naprawdę to chciała napisać książkę o starszym mężczyznie, ale nie mogła skończyć historii , więc ojca Joyce wpieła w nowy projekt. Postać świetna, zgadzam się.
OdpowiedzUsuńByłoby super gdyby powstała o nim książka. Natychmiast sięgnęłabym po nią. Bardzo ciepła i zabawna postać. Nie wiem czy w realu miałabym do niego tyle cierpliwości ale czytając dostarczył mi masę pozytywnych odczuć. U mnie zdecydowanie wybił się na pierwszy plan :)
OdpowiedzUsuń