Czytam sobie książki

poniedziałek, 27 stycznia 2014

Ziarno prawdy – Zygmunt Miłoszewski





Prokurator Teodor Szacki opuszcza wielkie miasto i przenosi się do Sandomierza. Niestety nie odnajduje tu świętego spokoju. Zamiast tego musi zająć się sprawą, która na pierwszy rzut oka wygląda na rytualny mord. Ofiarą jest lokalna społecznica, uwielbiana przez Sandomierską społeczność Elżbieta Budnik. Budnikową odnajdują zaszlachtowaną jak ciele. Na dodatek narzędzie zbrodni to sztylet do rytualnego uboju zwierząt. Prokurator Szacki prowadząc śledztwo zagłębia się w relacje polsko-żydowskie z rejonów Sandomierza. Te dawne, jak i te całkiem współczesne. Wszystko brzydko pachnie głęboko zakorzenionym antysemityzmem. Szacki to facet potargany przez życie jak podręcznikowy bohater mrocznych skandynawskich kryminałów. Nasz bohater ma jednak ogromną przewagę nad ponurymi skandynawskimi śledczymi: jest ponurakiem do którego wzdychają małolaty i stateczne panie a poza tym jest ponurakiem, celnie ripostującym każdą otaczającą go głupotę. Można go lubić lub nie ale nie można pozostać na niego obojętnym. Ja uwielbiam go właśnie za jego niewyparzony język.
 Autor nie nudzi nawet przez chwilę. Nie pozwala na oddech i robi z nami co chce. Na dodatek pan prokurator to tylko jedna z wielu zalet tej książki. Już sam początek przyprawia o dreszcze. Być nocą samemu w dużej starej bibliotece i czuć, że ktoś jest po drugiej stronie regału…..tylko Zygmuntowi Miłoszewskiemu udaje się wystraszyć mnie samym opisem. Do tego dochodzi mroczna historia pięknego Sandomierza, niesamowite zwroty akcji, mylenie tropów i zwodzenie czytelnika na manowce no i wreszcie rozwiązanie zagadki dopiero na ostatnich stronach książki. Trzecia książka autora i trzecia pochłonięta: w autobusie, tramwaju, na przystanku, czasem na kolanach w robocie. Uwielbiam takie książki! I uwielbiam takich autorów!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz